czwartek, 13 stycznia 2011

Inspiration numero trois: Marie Antoinette











W końcu obejrzałam "Marię Antoninę" S. Coppoli. Tak wiem, że to imponujące osiągnięcie, w końcu od światowej premiery minęły tylko cztery lata... Obejrzałam go raz, w napięciu nie śpiąc chyba do północy. I sama nie wiedziałam co o tym filmie sądzić. Później zobaczyłam go po raz drugi , trzeci i czwarty, za każdym razem odkrywając coś nowego,ale wciąż nie mogąc strawić tej muzyki z kosmosu. Znalazłam sławny moment z fioletowymi trampkami .Od razu rzucili mi sie w oczy ci dwaj faceci (Przerażają, no nie?!). Od pierwszej chwili czarował boskooki Jamie Dornam, a w połowie filmu niestety nudził kompletny brak jakiejkolwiek akcji. Czekałam na finał ze szczękiem gilotyny,jak na prawdziwą rewolucję francuską przystało. Ale się nie doczekałam i przyznaję, że trochę się rozczarowałam. Rozczarowałam się treścią i jednocześnie totalnie zakochałam w tym widowiskowym arcydziele wizualnym. Genialnych kostiumach i scenografii. Zdaje sobie sprawę, że Coppola w "Marii Antoninie" chciała pokazać losy nastoletniej, luzackiej ( z naciskiem na słowo "luzackiej"-stąd te trampki,muzyka rockowa, a nawet różowe, nowoczesne napisy na plakatach promujących film)królowej w taki swoisty, niepowtarzalny sposób, niepodobny do innych filmów kostiumowych. To jej się udało, film na pewno jest inny. Jednak ta inność od pierwszej premiery wywołała burzę wśród krytyków i historyków gromiących ze wszytskich stron, że pani reżyser tworząc swój film chyba zapomniała przestudiować prawdziwe losy Marii Antoniny.
Sama Coppola kwituje to jednym zdaniem " Mój film to historia uczuć, nie faktów" . Ale czy aby na pewno to uczucia są kluczem tego filmu? Jak dla mnie ten film to taka wielka pięknie opakowana bombonierka, która niestety po otwarciu okazuje się pusta w środku.
Nie mniej jednak film obejrzę jeszce pewnie dziesiątki razy. Te zdjęcia zachwycają. Stąd dzisiaj rekordowa ilość print screenów :)
Miłej nocy
a.


















9 komentarzy:

  1. zadziwia mnie, ile razy potrafisz zobaczyć ten sam film:) Maria Antonina nie przypadła mi d gustu. Widocznie nie dzielę tej samej wrażliwości co Coppola, bo "między słowami" też mnie nie urzekło...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężko coś wizualnie idealnego połączyć z godną treścią, to tak jakby ktoś chciał zrobić głęboki (metaforycznie, bo głębia ostrości tam jest;)) film 3D. A Między Słowami było powalające.
    Chociaż jeśli chodzi o kostiumowe produkcje to polecam Królową Margot - mój ulubiony, widziałam go z dziesięć razy.

    OdpowiedzUsuń
  3. O, widzę że to film dla miłośniczki ogrodów, czyli dla mnie :-D Dzięki za screeny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Film sam w sobie nudny.. bo jak napisałas zero akcji czy też kulminacji, ale.. zdjęcia były piękne, podobnie jak kreacje :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Filmu nie znam, ale bardzo mi pasuje do ciebie to co widzę, te printskriny:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Sorsha: bardzo proszę:)
    Panna Matra: oooooo musze koniecznie obejrzeć!! dzięki:)
    Granda: tak potrafię oglądać jeden film miliony razy. W moich ulubionych znam już dialogi na pamięć i wiem np. w której minucie dany bohater zrobi jaką minę:P

    OdpowiedzUsuń
  7. followed you :)
    xx

    http://inablondeworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. ojj, mi się własnie wydaje, że o to chodzi w tym filmie. I też już go oglądalam wiele razy, a soundtrack mam caly czas na telefonie : )

    OdpowiedzUsuń
  9. mars: mówisz o uczuciach i słowach coppoli czy o inności jej filmu? Jak dla mnie widowiskowość niestety troche zmiażdżyła treść. Oczywiście były ukazane uczucia, ale jest masę filmów w których są one o niebo lepiej pokazane. Weźmy np. Księżną z Keirą Knightley. Film kostiumowy, świetnie zrealizowany z podobną historią,zbliżonymi problemami i nastoletnią władczynią na czele, a poruszył mnie stokroś bardziej niż film Coppoli:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję serdeczne za wszystkie komentarze;)